Ania dała odpocząć od tematu włosowego ale ja nie zamierzam tego zrobić, póki nie napiszę wam o rewelacyjnej masce do włosów KALLOS. Wiele z was z pewnością ją zna, bo to hit wśród blogerek (nie tylko kosmetycznych). Teraz może być o niej głośniej, bo po modzie na olejek arganowy w możliwie każdym produkcie, nastaje czas na keratynę, przynajmniej w wyrobach do włosów.
Według słownika PWN, keratyna to "włókienkowe białko strukturalne należące do skleroprotein, występujące w skórze, piórach, włosach, kopytach i rogach zwierząt; wytwarzana w komórkach nabłonkowych keratynocytach, podlegających procesowi rogowacenia; nadaje skórze dużą wytrzymałość mechaniczną połącząną z elastycznością." - czyli z grubsza wiemy mniej więcej, że keratyna jest naturalnym białkiem występującym powszechnie w przyrodzie o wyjątkowych właściwościach.
Czy w związku z tym maska z keratyną i proteinami mlecznymi zrobiła rewolucję na mojej głowie? Zanim o tym napiszę to przede wszystkim muszę wspomnieć, że ta maska chodziła za mną od dłuższego czasu i to była raczej kwestia czasu, że ją kupię. Ale nie myślcie, że kupowałam ją tak całkiem w ciemno, bazując tylko na opiniach z waszych blogów, kuszona niską ceną, gdzie za litr tej nadobnej mikstury wydałam bagatela niecałe 8 złotych. Nie, nie, nie! Powiem wam więcej! Macałam kilkukrotnie włosy koleżance, która jest tą maską urzeczona (dzięki Angelika!) i to skutecznie przekonało mnie do tego aby nabyć to cudo kosmetyki. A nuż i moje czerepowe siano stanie się mniej sianowate? Wlazłam więc na Allegro, kliknęłam i dwa dni później ta nadzwyczajna substancja znalazła się w moich rękach. Przyznam się, że byłam bezczelna i się podzieliłam z siostrami, żeby w razie co podzielić z nimi niedolę (choć i tak dzielę z nimi problem wypadania włosów ale o tym niżej) - taka jestem wredna :D. Jednak nie przewidziałam, że nasz romans z tą maską nie będzie aż taki chwilowy jak mi się na początku zdawało, bo się wzięłam i się w niej zakochałam. Dlaczego uważam ją za cud i przy okazji moje siostry podzielają moją opinię?
Zielonkawy plastikowy słój z białą półprzezroczystą nakrętką, kryje w swoich czeluściach bodaj nie szczere złoto, ale 1000 ml (litrę, że się tak wyrażę) białej zbitej o kremowo-żelowej konsystencji maskę. W tym miejscu wspomnę, że ów słój jest nią wypełniony dosłownie PO BRZEGI. I oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie miała zastrzeżeń do opakowania. A mam bo jest bardzo pojemne, ale średnio wygodne gdy próbuje się je otworzyć mokrymi rękami. Chociaż według producenta wcześniej należy włosy wytrzeć ręcznikiem a więc przy okazji też i ręce, ale kto by się w to bawił... chyba że pani w salonie fryzjerskim, gdzie ponoć maski Kallos są powszechnie stosowane, anyway - jak ktoś chce to może sobie zainwestować w pompkę, co zamierzam z resztą zrobić, bo mam wrażenie, że ten słój jednak nie do końca dokręcam i wiecie, może lać się woda. Dobra, tę kwestię już omówiłam, czas przejść dalej.
Czytając wasze opinie na temat tegoż produktu, dłuugo (jeszcze przed kupnem) zastanawiałam się nad fenomenem odżywek i masek Kallos. Czy za sukcesem stoi śmieszni niska cena za niewiarygodnie ogromną ilość, jak się okazuje doskonałego wyrobu? I tak i nie. Bo istota tkwi w jego działaniu. Atrakcyjna cena za równie atrakcyjny produkt to dobry gest ze strony sprzedawcy bo tak czy inaczej te maski by im schodziły jak świeże bułeczki w najlepszej piekarni w mieście:P Działanie maski sprawdzałam nie tylko ja, ale także moje dwie starsze siostry - Dorota i Karolina.
Efekt?
Nie trzeba było długo na niego czekać bo pojawił się już po pierwszym zastosowaniu. U wszystkich trzech. U Dorota, której włosy są jeszcze osłabione po ciąży i wypadają garściami, maska pobudziła wzrost nowych i te, które pozostały wygładziła na całej długości. Generalnie razem z siostrami należymy do osób, które mają duużo na głowie i tutaj mowa jest wyłącznie o włosach ;) z reguły mamy gęste włosy, szczególnie Karolina, która ma najbardziej bujną czuprynę z nas trzech bo intensywnie kręconą. Ona też boryka się z problemem wypadania po ciąży. Maska podkreśliła jej skręt, ułatwiła rozczesanie zarówno mokrych jak i suchych włosów i tak jak u Doroty odżywiła je na całej długości oraz przyhamowała wypadanie. Jeśli zaś chodzi o mnie to gubienie włosów zawdzięczam nadmiernemu stresowi i ogólnemu osłabieniu organizmu. Jednak i na mojej głowie da się spostrzec zmniejszone wypadanie. Co więcej włosy stały się bardziej hmm... nie będzie to dziwne jeśli użyję sformułowania "żywe" - tak są żywe bo potrafią wysupłać się z koczka, co wcześniej rzadko się zdarzało. U wszystkich trzech zaobserwowałyśmy większą sprężystość, odporność na czesanie - mniej trupów na szczotce, zmniejszoną szorstkość, a więc włosy stały się bardziej miękkie. Odżywka nie spowodowała u nas łupieżu, świądu, pieczenia ani innego podrażnienia skóry głowy. Ma łagodne ale i stanowcze działanie.
Dozowanie:
Nie mając pompki trudno mniej więcej powiedzieć ile jej nakładam na mokre lub wilgotne włosy. To powinno pozostać kwestią indywidualną, bo każdy ma inną długość i gęstość czupryny. Staram się rozprowadzać maskę nie tylko na całą długość ale także wcierać ją w skalp. Ilość jednorazowo zużywanej maski odnosi się do dwóm orzechom włoskim. Zawsze staram się ją dokładnie spłukać ale podczas zmywania daje się odczuć nie tyle co film na włosach co swego rodzaju powłokę.
Skład:
Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Citric Acid, Propylene Glycol, Hydrolized Milk Protein, Hydrolized Keratin, Cyclopentasilioxane, Dimenthiconol, Parfum, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone
Podsumowując, maska nie zrobiła zasadniczego "pilota" ani rewolucji na mojej głowie. Według mnie zrobiła to co miała zrobić, w sposób łagodny i nie ekspresowy ale raczej dość szybki. Jednak jestem zadowolona z efektu, którym obdarza włosy. Są miękkie, lśniące, nie plączą się, łatwo je rozczesać, końcówki są w lepszej kondycji a same włosy bardziej ujarzmione. Czy kupię ją ponownie? Oczywiście, że tak! W planach mam kupno keratynowego szamponu tej firmy. Macie? Używacie? Piszcie jak zawsze w komentarzach! :)