Image Map

29 grudnia 2013

Krem do rąk NEUTROGENA

Witajcie. Po przerwie świątecznej wracamy do blogowania.
Zaczniemy od reklamowanego jako ratunek dla spekanych rąk kremu firmy NEUTROGENA.

Ale zanim to, mała zapowiedź. Jeśli śledzicie w miare facebook'owe konkursy, w których można zgarnąć kosmetyki to pewnie słyszałyście/ widziałyście/brałyście udział w rozdaniu Perfecty. Firma wprowadzała na rynek nową linie balsamów i peelingów do ciała z motywem pin-up girls. Potrzebowali blogerek, które je zrecenzują. Jak się domyślacie byłam jedną z wybranych. Było to już czas jakiś temu, ale dopiero teraz tak naprawde mam czas żeby się tym zająć. Z resztą zanim paczuszka dotarła też minęło trochę czasu. Także niebawem recenzja tychże kosmetyków. Zaglądajcie, wyczekujcie :)

Troche się rozgadałam więc o kremie będzie krótko - nie kupię go po raz drugi. Aż tak krótko? No co wy. ^^

Po reklamach ( nie wiem co sobie myślałam, przecież wiem, że reklamy kłamią), oddechu zimy na karku i renomie jaką ma norweska firma Neutrogena skusiłam się na zakup ich kremu do rąk, a właściwie koncentratu. Zdawać by się mogło, że klimat jaki panuje w Norwegii, ich dermatolodzy( a opakowanie twierdzi, ze stworzony we współpracy z nimi) i ludzie pracujący nad ich kosmetykami wiedzą co to znaczy spękana od zimna skóra i znają się na swojej robocie na tyle, aby stworzyc silnie regenerujący i nawilżający kosmetyk. Otóż nie.
O ile formuła bardzo mi odpowiada - silnie skoncentrowany, wystarcza zadziwiająco mała ilość na całe dłonie - o tyle rezultaty nie bardzo. Owszem, przez pierwsze kilkanaście minut czuję, że mam nawilżone dłonie, nie są szorstkie, a wręcz miłe w dotyku. Szkoda tylo, że efekt nie utrzymuje sie dłużej niż te kilkadziesiąt minut.
Pomimo tego, przez pierwsze 2 tygodnie nie zrażałam się, bo wiem, że czasem na efekty trzeba poczekać. Po tym czasie stwierdziłam jednak, że nic się nie poprawia. Skóra dalej szorstka i doświadczona zimnem, a gładka tylko po użyciu kremu.
Od takiego produktu, tej ceny i napisu "koncentrat" spodziewałam się czegoś więcej. Zawiodłam się i cóż, człowiek ucyz się przez całe życie.

ZALETY:
+ zdecydowanie konsystencja
+ bardzo wydajny ( Chociaz chce, nie moge go wykończyć. Chyba go komuś oddam.)

WADY:
- bardzo krótki efekt nawilżenia
- cena, jak na taką jakość


Moja ocena : 2/10 pkt


A może Wy macie zupełnie inne doświadczenia z tym kremikiem? Wypowiedzcie się. Może to tylko moja skóra jest tak na niego oporna. ;)


P.S.: Wybaczcie brak własnych zdjęć, ale wcięło mi gdzieś ładowarke do aparatu T.T
Anku

16 grudnia 2013

Ochronny krem do rak z ekstraktem z bawelny ZIAJA

Wraz z początkiem grudnia zaczął się nam okres zimowy, który to zarazem jest okresem grzewczym. W takim czasie najchętniej poszłabym przykładem niedźwiedzi i żyjącym podobnym do niego trybem zwierząt i zapadłabym w zimowy sen, który trwałby do buchającej feerią barw, zapachów i ciepła wiosny. Ale marzyć to sobie można, zimę trzeba jakoś przetrwać!


Logicznym jest, że na niską temperaturę narażone są nasze twarze i kończyny. Ze stopami jakoś ujdzie - wystarczy wdziać ciepłe skarpetki i buty. Z twarzą też, bo się czymś można wysmarować ale co zrobić z rękami? 

Dłonie są nam niezbędne do życia. Wykonujemy nimi czynności od jedzenia przez tachanie ciężkich toreb z zakupami po ciężkie prace budowlane (kopanie dołów i takie tam). No i smsy też nimi piszemy. A w rękawiczkach nie jest wygodnie, choć co prawda powstały dizajnerskie rękawiczki do smartfonów. Ja nie mam szczęścia posiadać telefonu dotykowego tylko o zgrozo telefon z bardzo małymi klawiszami qwerty i żeby cokolwiek nań wystukać muszę zdjąć rękawiczki. Zawsze można się powstrzymać i nic nie klikac póki się nie znajdziemy w ciepłym miejscu, no ale bez przesady ;)


I tutaj do akcji wkracza wspomniany w tytule notki krem! Miałam go na oku już jakiś czas temu, ale że po mojej kosmetyczce walały się 3 różne kremy do rąk, stwierdziłam, że poczekam z kupnem aż zużyję do końca choć jeden. Gdy go już nabyłam była wczesna jesień, która trwała u nas dosyć długo. Poza tym krem przeznaczony jest nie tylko dla osób, których ręce wrażliwe są na wiatr, mróz i zmiany temperatury ale także narażone na częsty kontakt z detergentami.

Na opakowaniu producent napisał, że krem wzmacnia funkcje ochronne naskórka, wygładza i uelastycznia skórę dłoni, likwiduje uczucie szorstkości. Hmm z pierwszym nie wiem czy się zgodzić bo szczerze mówiąc szczególnych zmian nie zauważyłam, jednakże z punktem drugim i trzecim powinnam a nawet muszę się zgodzić.

Po nałożeniu czuję, że na moich dłoniach jest swego rodzaju ochronna powłoka, która znika po umyciu rąk. Ręce są gładkie i przyjemnie pachną. Brak też szorstkości i  białej złuszczającej się skóry na liniach papilarnych. Jednak się nim nie zachłystuję. Sam krem jest koloru białego i wodnistej konsystencji. I dobrej wydajności bo nie trzeba go za wiele aby nakremować ręce. Dopiero w domu zauważyłam, że zawiera silikony i podejrzewam, że to właśnie one chronią skórę przed chłodem. Mi to za bardzo nie przeszkadza. Nie mam uczulenia ani podobnych dolegliwości. Krem jest także tani jak barszcz. Zapłaciłam za niego niecałe 4 zł  za 100 ml :) Opakowanie jest z miękkiego plastiku, więc nie będzie problemu z wyciśnięciem go do ostatniej kropli. Szata graficzna jest minimalna, charakterystyczna dla firmy.

Krem polecam wszystkim, którym nie straszne są silikony (niektóre mają go w piersiach niech nie boją się mieć na rękach! :D)

Pozdrawiam przedświątecznie :)

10 grudnia 2013

Lakiery VIPERA Polka

Jak wspominałam w jednym ze swoich wpisów obgryzałam paznokcie. Do czasu. Dziś mam naprawdę ładne płytki i maluję je w przeróżne kolory tęczy. Wprawy jeszcze nie mam ale wydaje mi się, że jest to kwestia czasu. Jest nią (kwestią czasu) także to, że staję się lakieromaniaczką. Na super przecenie w Rossmannie w moje ręce wpadło 5 lakierów. A przy ostatniej wizycie w miejscowym sklepiku kosmetycznym kolejne dwa, o których dziś będzie mowa. Dzisiejszymi bohaterami dnia są mini lakiery Vipera z serii Polka. I powiem tak: są "osom"!


Pierwszy odcień to raczej jasny frenchowy róż o numerze 09. Na zdjęciu są dwie warstwy. Moim zdaniem jakość jest niezła bo nie smuży. Nie powstają gluty ani podobne niespodzianki. Według mnie pędzelek jest w sam raz bo nie jest ani za szeroki ani za wąski. Ze ścieraniem nie powiem jak się sprawuje bo często zmieniam kolory na paznokciach. Bardzo podoba mi się szata graficzna na buteleczce jak i samo opakowanie. Nie zajmuje wiele miejsca a nie trzeba nakładać wielu warstw żeby powstał efekt jaki oczekujemy. Generalnie jestem nim zachwycona.

Drugi lakier o numerze 67 to bardzo drobny i gęsty złoty brokat ale też nie do końca. Jakiś czas szukałam takiego złota. Jest w sam raz do sylwestrowych kreacji i moim zdaniem jest przepiękne! Nie wygląda banalnie ani kiczowato. Krycie ma troszeczkę gorsze od ww. 09 bo wiadomo to jednak jest skoncentrowany brokat ale dwie warstwy spokojnie wystarczą. Ja nakładałam je na jedną warstwę wyżej opisanego różu. Całość pokryłam przezroczystym lakierem żeby uzyskać lepszy efekt. Numer 67 jest raczej matowy w fakturze więc wydaje mi się, że lepiej go jeszcze utrwalić :)

Wybaczcie mi jakość zdjęć, ale robiłam je telefonem. Wybaczcie również możliwe niedociągnięcia w malowaniu. Dopiero się uczę ;)



Lakiery kosztowały mnie 3.90 za sztukę (pojemność 5,5 ml).  Oba mają średnio gęstą konsystencję. Raczej nie spływają po paznokciu i w miarę szybko zasychają.Wszystkie możliwe kolory i odcienie znajdziecie w sklepie producenta: klik. Ja z pewnością powiększę swoją kolekcję o szarości i inne brokaty. Miałyście jakiś lakier z tej serii? Piszcie jak zawsze w komentarzach :)

Ps. Mam do Was ogromną prośbę! Po prawej stronie bloga znajduje się ankieta. Gdybyście mogły wziąć w niej udział byłabym wdzięczna :)

Pozdrawiam cieplutko w te zimowe i wietrzne dni,

28 listopada 2013

Moje -40 w Rossmannie

Dziś ostatni dzień długo oczekiwanej przez nas promocji na kosmetyki kolorowe w drogeriach Rossmann.  Niektóre z Was zaszalały z pomadkami, inne z podkładami. Ja natomiast kupiłam sobie aż 5 lakierów. Wspominałam Wam ostatnio, że paznokcie stały się moją nową obsesją? No to szaleję z kolorami :) Jako, że już nic nie było za bardzo do wyboru w szafie Wibo (zakupy robiłam dziś) znalazłam 3 przepiękne kolory. Pierwszy, odcień soczystej ciemnej zieleni (nr 390), drugi jest szarym z drobinkami złota w sam raz na andrzejkową czy sylwestrową imprezę (nr 174), trzeci to odcień zielonego jabłka, który świetnie się komponuje z ciemniejszą zielenią(nr 484). Dwa następne to lakiery Miss Sporty. Są to ciemny fiolet (nr 505) i bananowy żółty (nr 453). Lakiery bardzo mi się podobają. Za każdą buteleczkę zapłaciłam 3 zł. Już poszły w ruch zielone "wibowity", także spodziewajcie się recenzji na dniach.

A Wam co udało się upolować na 40% obniżce? Pochwalcie się jak zawsze w komentarzach! :)

18 listopada 2013

Testuje z Malina - maseczka enzymatyczna AVA

Dziś chciałabym przedstawić Wam kolejną maseczkę, którą dostałam w ramach testów Malinowego Klubu. Tak jeszcze nie ukazałam Wam wszystkich recenzji bo do testowania dostałam naprawdę sporo :) W najbliższym czasie opublikuję kolejne 3 recenzje w ramach akcji maseczkowej.

Dziś przychodzę do Was z recenzją jednej z najlepszych masek, które do tej pory wpadła mi w ręce. A jest nią maska enzymatyczna z serii Professional Home SPA.
Od producenta:
Skład:
Cena:
27 zł
Moja opinia:
Opakowanie: Biała tubka z wygodnym zamknięciem, które dodatkowo jest ofoliowane - znak, że nikt nie zaglądał do środka. Oprócz tubki opakowanie zawiera kartonik z informacjami jak zrobić sobie domowe SPA z kosmetykami z tej serii. Szczerze mówiąc nigdy wcześniej tak zapakowanego produktu (kartonik) nie widziałam.(0.5/1 pkt.)
Konsystencja/kolor: Maska jest bardzo rzadka, dlatego najlepiej nakładać ją pędzlem do tego stworzonym. Jednak nie musicie mieć obaw, że Wam spłynie - zasycha automatycznie przy kontakcie ze skórą. Kolor - biały. (0.5/1 pkt.)
Zapach: Przyjemny i niedrażniący.(1/1 pkt.)
Pojemność/wydajność: Tubka mieści 100 ml produktu, który wystarcza na ok. 6-8 aplikacji. (1/1 pkt.)
Działanie: Maska skutecznie wygładziła i zlikwidowała łuszczący się naskórek. Mimo tego, że szybko zastyga, nie ma problemu ze zmyciem. Skóra jest nawilżona i wyraźnie gładsza. Jak wspomniałam wcześniej, producent proponuje także inne kosmetyki z linii Professional Home SPA. Dzięki nim możemy urządzić sobie (np. razem z przyjaciółką/siostrą/mamą) domowy salon piękności :) (6/6 pkt.)
Podsumowanie:
Ta maseczka jest moim zdaniem najfajniejszą maską firmy AVA, z którą miałam do czynienia. Świetna dla skóry suchej i łuszczącej się. Oprócz tego jest to produkt polski i nietestowany na zwierzętach :) Szczerze polecam!
Czy kupię ponownie?
Zdecydowanie tak!
Ocena:
9/10 pkt.

Maseczki firmy laboratorium AVA zakupić można na stronie internetowej producenta
www.ava-sklep.eu 

14 listopada 2013

Cienie Pierre Rene

Słoneczne i ciepłe dni, którymi raczyła nas właśnie piękna polska złota jesień nie oswoiły nas z myślą, że lato dawno już minęło a długie zimowe wieczory są tak blisko. Takie chwile chcielibyśmy trzymać za ogon i wyciskać z nich jak najwięcej się da.

 Muszę Wam przyznać się do pewnej rzeczy. Mianowicie nie lubię połyskujących cieni. Uwielbiam wszystko co matowe, jednakże mój punkt widzenia zmienił się za sprawą pewnej paletki Maybelline, o której notka już wkrótce. Podobnie jest z kolorem złotym i jego odcieniami. Generalnie żebym miała jakiekolwiek świecące drobinki na oczach, cienie muszą zostać poddane dokładnej klasyfikacji, bo oczywiste jest, że nie biorę wszystkiego co dają ;)

Cienie Pierre Rene od dłuższego czasu towarzyszą mi w makijażu dziennym. Są świetnej jakości. Nie rolują się ani nie rozmazują, nie zbierają w załamaniach powieki. Nie ma także problemów z blendowaniem. Mają bardzo dobrą pigmentację. No i oczywiście nie rujnują portfela! Mają także bogatą gamę kolorystyczną, więc na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. Makijaż wygląda świeżo przez większość dnia więc są warte uwagi :) Można powiedzieć, że dzięki nim zatrzymuję słońce i jesienne złocistości na oczach :)

Niedawno był konkurs na Ambasadorkę Marki. Dziewczyny dostały świetne zestawy do testowania. Jestem czytelniczką czterech z nich, dlatego zapraszam Was na ich blogi to sobie więcej poczytacie na temat asortymentu firmy :)


Własnego makijażu Wam nie pokażę, bo aparat nie chciał współpracować. Mogę Was zapewnić, że wyszedł delikatny i bardzo dziewczęcy :)

Oprócz tego mam dla Was informację, która z pewnością Was zainteresuje! W Drogeriach Natura jest właśnie promocja na cienie marki Pierre Rene i można je kupić w cenie 4.99 za sztukę! Spieszcie się bo oferta jest ważna do 20 listopada :)

Ja swoje cienie kupiłam przez Internet. Do przesyłki otrzymałam mały gratis i list z podziękowaniem za zakup produktów. Moim zdaniem firma dba o klienta :) Swoją kolekcję cieni PR z pewnością jeszcze wzbogacę o brązy. Póki co, najczęściej sięgam po trzy ostatnie kolory :) I wiecie co? Zapomniałam zrobić swatche :O

A Wy macie jakieś kosmetyki tej firmy? :) Piszcie jak zawsze w komentarzach!!



Cień miał podpis: Mat Navy Plue :)




Pozdrawiam ciepło,

08 listopada 2013

Testuje z Malina - AVA labolatorium - maseczka karotenowa

Październik skończył się już tydzień temu, ale moja akcja maseczkowa jeszcze trwa. Muszę się bardziej streścić i częściej dodawać swoje notki. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że nie siedzę codziennie przed komputerem. Ok. Dziś recenzja maseczki karotenowej, którą otrzymałam do testowania w ramach akcji Malinowego Klubu.


Od producenta:

Skład:


Cena:
2,80 zł

Moja opinia:

Opakowanie: Saszetka koloru cielistego z wizerunkiem marchwi u dołu. Przyciąga uwagę. Szczerze mówiąc pierwszy raz spotkałam się z taką maseczką. (1/1 pkt.)
Konsystencja/kolor: Konsystencja kremowa. Kolor bananowy. Łatwo się aplikuje, nie ma problemów ze zmyciem. (1/1 pkt.)
Zapach: Bardzo przyjemny dla nosa.
Pojemność/wydajność: Jak wszystkie saszetki, które dostałam do testowania, ta także jest pojemności 7 ml. Zawartość spokojnie wystarcza na rozprowadzenie produktu na całą twarz i szyję. Szybko się wchłania i nie zastyga na skorupę. (1/1 pkt.)
Działanie: Z tej maseczki jestem najbardziej zadowolona. Doskonale odżywiła moją skórę i nadała jej kolorytu. Moja twarz wyglądała o wiele lepiej. Nie podrażniła mi oczu. Łatwo się ją zmywa. Nie zapchała mi porów a nie nie podrażniła skóry. Brak śladu po łuszczącym się naskórku. (6/6 pkt.)

Podsumowanie:
Warto ją kupić. Chociażby z tego faktu, że zawiera hydroaktywator głęboko nawilżający skórę. Ja to nawilżenie odczułam. Na koniec przypomnę, że nie jest testowana na zwierzętach i jest produktem polskim.
Firma ma także w ofercie krem karotenowy. Kiedyś spotkałam się także z karotenową solą do kąpieli ale nie widziałam jej w ofercie na stronie.

Ocena:
10/10!

Czy kupię ponownie?
Raczej tak.

Ps. Maseczki firmy laboratorium AVA zakupić można na stronie internetowej producenta
www.ava-sklep.eu

03 listopada 2013

Testuje z Malina - AVA labolatorium - maseczka z ekstraktem z moreli Frutti Relax


Jak ostatnio wspominałam otrzymałam do testowania maseczki z Laboratorium AVA w ramach akcji maseczkowej Malinowego Klubu. Dziś nadszedł czas abym Wam przedstawiła maseczkę z ekstraktem z moreli z seriii Frutti Relax.

Od producenta:

Skład:
Cena:
3.20
Moja opinia:

Opakowanie: Zielono-białe opakowanie ze zdjęciem moreli zanurzonej w kremie/mleku/jogurcie. Przyciąga wzrok. 1/1 pkt.
Konsystencja/kolor: Maseczka ma konsystencję żelowego kremu. Kolor - biały. Nie ma problemów z aplikacją. 1/1 pkt.
Zapach: Muszę przyznać, że nie spodobał mi się. Jest lekko mdły i nie wyrazisty. 0/1 pkt.
Pojemność/wydajność: Saszetka zawiera 7 ml produktu. Zawartość spokojnie wystarcza na całą twarz i szyję. Nie ma problemów ze zmyciem/ 1/1 pkt
Działanie: Maseczka wygładziła i nawilżyła moją skórę. Efekt utrzymał się dosyć długo. Nie wiem dlaczego po nałożeniu szczypały mnie oczy. Nie wiem. Podrażnia spojówki? 4/6 pkt.
Podsumowanie: Mimo tego, że oczy mnie szczypały (a mnie oczy szczypią bardzo często, więc nie kierujcie się tym przy wyborze) uważam, że maseczka jest warta polecenia i zakupu. Bardzo ważna kwestia: jest to produkt wyprodukowany w Polsce i nie testowany na zwierzętach!

Czy kupię ponownie:
Wydaje mi się że tak. 

Ocena
7/10

Ps. Maseczki firmy laboratorium AVA zakupić można na stronie internetowej producenta
www.ava-sklep.eu

28 października 2013

Ratunek dla paznokci z Nail Boost Advanced ORIFLAME

Jakiś czas temu pisałam Wam, że poddałam się paznokciowej kuracji, która miała pomóc mi w odbudowaniu płytki moich od lat obgryzanych paznokci. W odniesieniu sukcesu - a mogę o takim mówić - pomógł mi preparat stymulujący wzrost paznokci i wzmacniający je balsam.
Preparat stymulujący wzrost paznokci to galaretowaty żel, który według opisu producenta  ma formułę wzbogaconą ekstraktami z kiwi i żywicy elemi oraz unikalną mieszanką witamin A, C i E, które stymulują wzrastanie paznokci i odżywiają kruche i wysuszone płytki paznokciowe. Nie wiem czy kiedykolwiek widzieliście paznokcie (a raczej to co z nich zostało) osoby, która je obgryza. Mogę Was zapewnić, że nie jest o ciekawy widok. Paznokcie są miękkie, łatwo je złamać a nawet mechanicznie urwać. Oprócz tego skórki są popękane i zadarte a przy tym bardzo bolesne. Generalnie nie jest to przyjemne i w odczuciu i w oglądaniu. Tego preparatu używam kilka razy dziennie od jakiegoś miesiąca i muszę Was zapewnić, że widzę znaczne różnice. Chociażby takie, że płytka paznokcia się odbudowała, jest twardsza a sam paznokieć jakby szybciej rośnie. O tym świadczy chociażby taki fakt, że już kilka razy je obcinałam i piłowałam. Można powiedzieć, że paznokcie po raz drugi stały się moją nową obsesją. Przyjmijmy, że pierwszym razem była obsesja ich obgryzania. Teraz śmiało chwalę się moimi "nowymi" paznokciami. To mnie motywuje do tego aby o nie dbać i oczywiście nie obgryzać. Cóż, każdy ma swoje sposoby na obgryzanie. Mi nie pomagał ani słynny "Gorzki paluszek" ani przyklejanie tipsów tudzież paznokci żelowych, noszenie rękawiczek itp. Na mnie działa pokazywanie wszystkim dotychczasowego efektu. 
Żel zawiera białe kuleczki (wydaje mi się, że są to witaminy), które rozpuszczają się przy nakładaniu. Oprócz tego jest bardzo wydajny (używam go intensywnie a nie zużyłam nawet połowy). Bardzo ładnie pachnie (nie śmierdzi tak jak lakiery) - jak na mój nos jest to zapach owoców z jakąś domieszką. Jeśli chodzi o wchłanianie to bywa różnie. Już wyjaśniam dlaczego. Przede wszystkim: jest to preparat zmywalny. Więc jeśli moczymy ręce musimy nałożyć go na nowo. Na początku stosowania wsiąkał w moje paznokcie jak w gąbkę - widocznie bardzo tego potrzebowały. Po odczuwalnym wzmocnieniu i utwardzeniu wchłaniają go gorzej ale nic nie stoi na przeszkodzie aby wmasować nadmiar w płytkę. I tak właśnie robię i jestem z niego szalenie zadowolona :)
Drugim preparatem, który uratował moje paznokcie od zagłady jest balsam wzmacniający. Z wyglądu przypomina raczej balsam do ust niż paznokci, ale niech nie zmyli Was jego niepozorny wygląd! Aplikuje się go bardzo prosto -  smaruję balsamem paznokieć po czym wmasowuję go (balsam) aż do wchłonięcia. Konsystencję ma masłowatą a jego formuła zawiera kojący rumianek, odżywcze awokado, masło shea i prowitaminę B5 co daje niezłego kopa witaminowego i skórkom i paznokciom. Bardzo często go nakładam w drodze na uczelnię i przed snem. Ma bardzo miły zapach. Balsam wzmocnił nie tylko moje paznokcie ale także skórki, które są ładne i nie zadzierają się. 
Ja wiem, że wiele osób nie rozumie jak można obgryzać paznokcie. No ja też nie wiem dlaczego. Obgryzałam odkąd pamiętam. Można powiedzieć, że to swego rodzaju nałóg, z którego trudno wyjść. Nie wstydzę się przyznać, że moje palce u rąk nie są tak reprezentatywne jak u niektórych z Was, ale uwierzcie mi, że nie było mi łatwo wziąć się za to i osiągnąć taki efekt (poniżej można podziwiać). Ale wydaje mi się, że jest dobrze, moje palce nie straszą, więc trzeba się tylko cieszyć i dążyć do tego żeby paznokcie były długie, ładne, równe no i oczywiście nieobgryzione!
Efekty:
Paznokcie ładne, twarde i zdecydowanie szybciej rosnące. Skórki - miękkie i niepodrażnione. Polecam! Może wygląd moich paznokci nie jest idealny ale jest o wiele lepszy niż był wcześniej, uwierzcie mi ;)

Cena:
Moim zdaniem warto zainwestować 47 zł (23 zł preparat stymulujący wzrost, 24 zł balsam wzmacniający) w piękne i mocne paznokcie.

Moja ocena 6!!!

A Wy jak dbacie o swoje paznokcie? Piszcie jak zawsze w komentarzach! :)

Pozdrawiam,

27 października 2013

Wodoodporny The Rocket Volume Express

Przedstawię Wam dziś pokrótce o wyżej wymienionym tuszu firmy MAYBELLINE - The Rocket Volum Express Waterproof. Był to zakup już oddalony trochę w czasie, bo przed wakacjami. Przygotowywałam się do sezonu kąpieli na świeżym powietrzu i poszukiwałam właśnie wodoodpornego tuszu do rzęs, choć nigdy nie chciało mi się wierzyć, że którykolwiek naprawdę przetrwa wodne kąpiele. 
Jest to mój pierwszy taki tusz i nie porównując go do innych powiem po prostu, że jest świetny. Utrzymywał się na moich rzęsach pomimo "pełnego zanurzenia" a nawet tarcia rękami. 
Przydaje się też na jesienne i zimowe dni, szczególnie te z pluchą i śnieżycami, kiedy niemalże na 100% połowa tuszu wyląduje na naszych policzkach.  
Jedyną wadą jaką znajduje (ale podejrzewam ma tak każdy tusz wodoodporny, no bo musi się mocno trzymać) jest oporny na późniejsze próby usunięcia go z rzęs. Ale znalazłam na to sposób - najpierw nakładam cieniutką warstwę zwykłego tuszu, a potem wodoodporny. Działanie pozostaje takie samo a zmywa się DUŻO lepiej. :)







ZALETY:
+ bardzo trudno usuwalny z rzęs przy pomocy wody wszelakiego pochodzenia
+ świetne opakowanie (pod względem estetyki)
+ świetna szczoteczka, którą łatwo i równomiernie aplikuje się tusz

WADY:
-bardzo trudno usuwalny z rzęs przy demakijażu

Koniec końców - 5,5 / 6.






~Anku


24 października 2013

Testuje z Malina - AVA labolatorium - maseczka z ekstraktem z pomidora

Jakiś czas temu zostałam wybrana do testowania maseczek AVA. Kilka dni później do moich drzwi zapukał Pan Listonosz, który przyniósł mi 6 różnych maseczkowych saszetek oraz 100 ml tubkę maski enzymatycznej. Do paczki dołączone były ulotki oraz przemiły liścik od firmy. Dziś chciałabym przedstawić Wam Maseczkę z ekstraktem z pomidora.



Od producenta:
Skład:
Cena:
3.20 zł/7 ml
Moja opinia:
Opakowanie: Schludna saszetka koloru cielistego,  mieszcząca 7 ml produktu. Niewątpliwie interesuje wizerunkiem pomidorów u dołu. (1/1 pkt)
Konsystencja/kolor: Maseczka ma konsystencję białego, gęstego żelowego kremu. Nie ma problemu z aplikacją. Jako że wszystkie maseczki nakładam pędzlem i zwykle nie mam z tym problemów, w przypadku tej także ich nie miałam. (1/1 pkt)
Zapach: Bardzo przyjemny, jakby kwiatowy na pewno nie chemiczny. Towarzyszy przez cały czas trzymania maski na skórze jednocześnie go umilając. (1/1 pkt)
Pojemność/wydajność: Jak wspomniałam wyżej saszetka zawiera 7 ml. Spokojnie wystarcza na zaaplikowanie grubej warstwy produktu na całą twarz. (1/1 pkt)
Działanie: Maseczkę nakładałam na wysuszoną słońcem skórę (smaruję się olejkiem arganowym, ostatnio kilka dni było słonecznych, więc nabrałam rumieńców). W miarę szybko się wchłonęła. Nadmiar ściągnęłam płatkiem kosmetycznym, dodatkowo wmasowałam i poszłam spać. Na drugi dzień po umyciu twarzy widać było znaczne efekty. Moja skóra była miękka i gładka. Nie było śladu po  zaczerwienieniach a wysuszone policzki były jędrne. Jednak maska ta ma dla mnie mały minus: po nałożeniu piekły mnie oczy. Co prawda nie piekły długo i nie podrażniły się, jednakże w tej masce jest coś, co im przeszkadzało ale z czasem się ulotniło/utleniło. (5,5/6 pkt)
Podsumowanie: Według mnie maska warta zakupu. Znakomicie odświeżyła i odżywiła skórę. I nie jest to efekt kilku godzinny! Moja buzia wchłonęła wszystkie jej składniki jak gąbka wodę. Warto też zwrócić uwagę na to, że jest to produkt POLSKI i NIE TESTOWANY NA ZWIERZĘTACH!

Czy kupię ponownie?
TAK

Ocena: 
9,5/10 pkt

Ps. Maseczki firmy laboratorium AVA zakupić można na stronie internetowej producenta

Pozdrawiam i jednocześnie przepraszam (bo przecież miałam pisać częściej!),
Paulina ;)