Image Map

29 grudnia 2013

Krem do rąk NEUTROGENA

Witajcie. Po przerwie świątecznej wracamy do blogowania.
Zaczniemy od reklamowanego jako ratunek dla spekanych rąk kremu firmy NEUTROGENA.

Ale zanim to, mała zapowiedź. Jeśli śledzicie w miare facebook'owe konkursy, w których można zgarnąć kosmetyki to pewnie słyszałyście/ widziałyście/brałyście udział w rozdaniu Perfecty. Firma wprowadzała na rynek nową linie balsamów i peelingów do ciała z motywem pin-up girls. Potrzebowali blogerek, które je zrecenzują. Jak się domyślacie byłam jedną z wybranych. Było to już czas jakiś temu, ale dopiero teraz tak naprawde mam czas żeby się tym zająć. Z resztą zanim paczuszka dotarła też minęło trochę czasu. Także niebawem recenzja tychże kosmetyków. Zaglądajcie, wyczekujcie :)

Troche się rozgadałam więc o kremie będzie krótko - nie kupię go po raz drugi. Aż tak krótko? No co wy. ^^

Po reklamach ( nie wiem co sobie myślałam, przecież wiem, że reklamy kłamią), oddechu zimy na karku i renomie jaką ma norweska firma Neutrogena skusiłam się na zakup ich kremu do rąk, a właściwie koncentratu. Zdawać by się mogło, że klimat jaki panuje w Norwegii, ich dermatolodzy( a opakowanie twierdzi, ze stworzony we współpracy z nimi) i ludzie pracujący nad ich kosmetykami wiedzą co to znaczy spękana od zimna skóra i znają się na swojej robocie na tyle, aby stworzyc silnie regenerujący i nawilżający kosmetyk. Otóż nie.
O ile formuła bardzo mi odpowiada - silnie skoncentrowany, wystarcza zadziwiająco mała ilość na całe dłonie - o tyle rezultaty nie bardzo. Owszem, przez pierwsze kilkanaście minut czuję, że mam nawilżone dłonie, nie są szorstkie, a wręcz miłe w dotyku. Szkoda tylo, że efekt nie utrzymuje sie dłużej niż te kilkadziesiąt minut.
Pomimo tego, przez pierwsze 2 tygodnie nie zrażałam się, bo wiem, że czasem na efekty trzeba poczekać. Po tym czasie stwierdziłam jednak, że nic się nie poprawia. Skóra dalej szorstka i doświadczona zimnem, a gładka tylko po użyciu kremu.
Od takiego produktu, tej ceny i napisu "koncentrat" spodziewałam się czegoś więcej. Zawiodłam się i cóż, człowiek ucyz się przez całe życie.

ZALETY:
+ zdecydowanie konsystencja
+ bardzo wydajny ( Chociaz chce, nie moge go wykończyć. Chyba go komuś oddam.)

WADY:
- bardzo krótki efekt nawilżenia
- cena, jak na taką jakość


Moja ocena : 2/10 pkt


A może Wy macie zupełnie inne doświadczenia z tym kremikiem? Wypowiedzcie się. Może to tylko moja skóra jest tak na niego oporna. ;)


P.S.: Wybaczcie brak własnych zdjęć, ale wcięło mi gdzieś ładowarke do aparatu T.T
Anku

16 grudnia 2013

Ochronny krem do rak z ekstraktem z bawelny ZIAJA

Wraz z początkiem grudnia zaczął się nam okres zimowy, który to zarazem jest okresem grzewczym. W takim czasie najchętniej poszłabym przykładem niedźwiedzi i żyjącym podobnym do niego trybem zwierząt i zapadłabym w zimowy sen, który trwałby do buchającej feerią barw, zapachów i ciepła wiosny. Ale marzyć to sobie można, zimę trzeba jakoś przetrwać!


Logicznym jest, że na niską temperaturę narażone są nasze twarze i kończyny. Ze stopami jakoś ujdzie - wystarczy wdziać ciepłe skarpetki i buty. Z twarzą też, bo się czymś można wysmarować ale co zrobić z rękami? 

Dłonie są nam niezbędne do życia. Wykonujemy nimi czynności od jedzenia przez tachanie ciężkich toreb z zakupami po ciężkie prace budowlane (kopanie dołów i takie tam). No i smsy też nimi piszemy. A w rękawiczkach nie jest wygodnie, choć co prawda powstały dizajnerskie rękawiczki do smartfonów. Ja nie mam szczęścia posiadać telefonu dotykowego tylko o zgrozo telefon z bardzo małymi klawiszami qwerty i żeby cokolwiek nań wystukać muszę zdjąć rękawiczki. Zawsze można się powstrzymać i nic nie klikac póki się nie znajdziemy w ciepłym miejscu, no ale bez przesady ;)


I tutaj do akcji wkracza wspomniany w tytule notki krem! Miałam go na oku już jakiś czas temu, ale że po mojej kosmetyczce walały się 3 różne kremy do rąk, stwierdziłam, że poczekam z kupnem aż zużyję do końca choć jeden. Gdy go już nabyłam była wczesna jesień, która trwała u nas dosyć długo. Poza tym krem przeznaczony jest nie tylko dla osób, których ręce wrażliwe są na wiatr, mróz i zmiany temperatury ale także narażone na częsty kontakt z detergentami.

Na opakowaniu producent napisał, że krem wzmacnia funkcje ochronne naskórka, wygładza i uelastycznia skórę dłoni, likwiduje uczucie szorstkości. Hmm z pierwszym nie wiem czy się zgodzić bo szczerze mówiąc szczególnych zmian nie zauważyłam, jednakże z punktem drugim i trzecim powinnam a nawet muszę się zgodzić.

Po nałożeniu czuję, że na moich dłoniach jest swego rodzaju ochronna powłoka, która znika po umyciu rąk. Ręce są gładkie i przyjemnie pachną. Brak też szorstkości i  białej złuszczającej się skóry na liniach papilarnych. Jednak się nim nie zachłystuję. Sam krem jest koloru białego i wodnistej konsystencji. I dobrej wydajności bo nie trzeba go za wiele aby nakremować ręce. Dopiero w domu zauważyłam, że zawiera silikony i podejrzewam, że to właśnie one chronią skórę przed chłodem. Mi to za bardzo nie przeszkadza. Nie mam uczulenia ani podobnych dolegliwości. Krem jest także tani jak barszcz. Zapłaciłam za niego niecałe 4 zł  za 100 ml :) Opakowanie jest z miękkiego plastiku, więc nie będzie problemu z wyciśnięciem go do ostatniej kropli. Szata graficzna jest minimalna, charakterystyczna dla firmy.

Krem polecam wszystkim, którym nie straszne są silikony (niektóre mają go w piersiach niech nie boją się mieć na rękach! :D)

Pozdrawiam przedświątecznie :)

10 grudnia 2013

Lakiery VIPERA Polka

Jak wspominałam w jednym ze swoich wpisów obgryzałam paznokcie. Do czasu. Dziś mam naprawdę ładne płytki i maluję je w przeróżne kolory tęczy. Wprawy jeszcze nie mam ale wydaje mi się, że jest to kwestia czasu. Jest nią (kwestią czasu) także to, że staję się lakieromaniaczką. Na super przecenie w Rossmannie w moje ręce wpadło 5 lakierów. A przy ostatniej wizycie w miejscowym sklepiku kosmetycznym kolejne dwa, o których dziś będzie mowa. Dzisiejszymi bohaterami dnia są mini lakiery Vipera z serii Polka. I powiem tak: są "osom"!


Pierwszy odcień to raczej jasny frenchowy róż o numerze 09. Na zdjęciu są dwie warstwy. Moim zdaniem jakość jest niezła bo nie smuży. Nie powstają gluty ani podobne niespodzianki. Według mnie pędzelek jest w sam raz bo nie jest ani za szeroki ani za wąski. Ze ścieraniem nie powiem jak się sprawuje bo często zmieniam kolory na paznokciach. Bardzo podoba mi się szata graficzna na buteleczce jak i samo opakowanie. Nie zajmuje wiele miejsca a nie trzeba nakładać wielu warstw żeby powstał efekt jaki oczekujemy. Generalnie jestem nim zachwycona.

Drugi lakier o numerze 67 to bardzo drobny i gęsty złoty brokat ale też nie do końca. Jakiś czas szukałam takiego złota. Jest w sam raz do sylwestrowych kreacji i moim zdaniem jest przepiękne! Nie wygląda banalnie ani kiczowato. Krycie ma troszeczkę gorsze od ww. 09 bo wiadomo to jednak jest skoncentrowany brokat ale dwie warstwy spokojnie wystarczą. Ja nakładałam je na jedną warstwę wyżej opisanego różu. Całość pokryłam przezroczystym lakierem żeby uzyskać lepszy efekt. Numer 67 jest raczej matowy w fakturze więc wydaje mi się, że lepiej go jeszcze utrwalić :)

Wybaczcie mi jakość zdjęć, ale robiłam je telefonem. Wybaczcie również możliwe niedociągnięcia w malowaniu. Dopiero się uczę ;)



Lakiery kosztowały mnie 3.90 za sztukę (pojemność 5,5 ml).  Oba mają średnio gęstą konsystencję. Raczej nie spływają po paznokciu i w miarę szybko zasychają.Wszystkie możliwe kolory i odcienie znajdziecie w sklepie producenta: klik. Ja z pewnością powiększę swoją kolekcję o szarości i inne brokaty. Miałyście jakiś lakier z tej serii? Piszcie jak zawsze w komentarzach :)

Ps. Mam do Was ogromną prośbę! Po prawej stronie bloga znajduje się ankieta. Gdybyście mogły wziąć w niej udział byłabym wdzięczna :)

Pozdrawiam cieplutko w te zimowe i wietrzne dni,