Image Map

27 sierpnia 2013

Antyperspirant GARNIER Mineral

 ZDRADZIŁAM!
Zdradziłam swoją ukochaną Rexone. Ale to tylko dlatego, że akurat nie było go w sklepie a ja potrzebowałam koniecznie antyperspirantu. I stało się, co się nie odstanie.
Garnier Mineral Ultra Dry to wymarzony dezodorant na każdą okazję - upał, sport, stres, codziennie życie. Pachnie nieziemsko - w kontakcie ze skóra jeszcze ładniej. Na opakowaniu jest napisane, że pozwala skórze oddychać i to prawda. Inne antyperspiranty wysuszały moją skórze i czyniły ją niemiłą w dotyku, a po tym nie ma nawet śladu. Oczywiście producent ( jak większość) nagiął trochę rzeczywistość, bo żaden antyperspirant nie jest w stanie działać przez 48h non stop, ale działa przez naprawdę długi czas i pachnie przed długi czas.
Dezodorancik nie zawiera alkoholu, co jest teraz raczej powszechne, ale nie zawiera też PARABENÓW. Zawiera za to Mineralite, czyli " ultraabsorbujący minerał pochodzenia wulkanicznego".
Naprawde polecam. Nie sądziłam, że znajdę coś lepszego niż Rexona i to za niższą cenę! (8-9zł)




ZALETY:
+ działa długo i skutecznie
+ ładnie pachnie
+ nie zawiera parabenów
+ zawiera Mineralite (czyt.wyżej)
+ nie wysusza i nie podrażnia skóry


WADY:
- zdaję sie , że nie znalazłam jeszcze żadnych


Ocena to nic innego jak 6!



~Anku

25 sierpnia 2013

Żele pod prysznic FIGHT


Postanowiłam przetestować dzisiaj nowy rodzaj notki, którą jak sama nazwa wskazuje będzie walka pomiędzy dwoma produktami tego samego typu. Dziś na widelec wzięłam mój ukochany żele pod prysznic Nivea i niedawno zakupiony ( na potrzeby wyjazdu, mniejszy) Fa.
Nie będę opisowo przedstawiać każdego z produktów, bo to zajęło za dużo czasu, miejsca i notka byłaby trochę przydługa :) Dlatego też będzie to miało postać po prostu ZALET i WAD każdego z, w tym przypadku, żeli. Na końcu krótko podsumuję i wystawię każdemu ocenę.
Do dzieła zatem. :)


Nivea free time.                                                            Fa Fresh 

Przepraszam, że nie zrobiłam władnego zdjęcia ale czas gonił
i nie zdążyłam.





ZALETY:                                                                                                                  ZALETY:
+ ma bajeczną konsystencję                                                                                     +  ładnie pachnie
+ zawiera mleczko aloesowe, które jest znane                       
 ze swoich kojących i pielęgnujących właściwości
+ zastosowano w nim formułę Hydra IQ ( klik )
+ bardzo dobrze się pieni
+ nie wiedziałam właściwie gdzie umieścić cenę, bo
 tak - jeśli chodzi o cenę za opakowanie 250 ml to 
kosztuje ono zwykle 8-9 zł, z tym, że ja kupuje go 
zawsze w biedronce, gdzie jest 'rzucany' co jakiś czas, 
za 13 zł taki 500 ml
+ bardzo wydajny, szczególnie kiedy używa się 
myjki nylonowej tak jak ja 
+ kapitalny zapach

WADY:                                                                                                                    WADY:
- zdaję się, że nie ma :)                                                                                              - kiepsko się pieni
                                                                                                                                    - marne  w użytkowaniu opakowanie   




Kremowy żel pod prysznic Nivea jest cudowny.                                              Miałam problem, żeby cokolwiek właściwie o
Konsystencja, zapach, opakowanie, używanie,                                                nim powiedzieć, czy to pozytywnego czy 
wszystko jest jak bajka. Miażdży całą konkurencje,                                         tez nie. Bo jest ... bez wyrazu, zupełnie!
 przynajmniej jeśli o mnie chodzi. Że już nie wspomnę                                     Jak same zauważyłyście właściwie jedyną jego 
 o żelu, z którym się dziś mierzył - położył go na                                               zaletą jest to, że ładnie pachnie. A i z tym szału
 łopatki! :)                                                                                                                  nie ma.
  
Koniec końców, OCENY:

          Nivea ->  6!                                                                      Fa -> 1!


I załatwiłam dwie recenzje za jednym razem ^^


Co myślicie o tego typu notkach? Podoba wam się taka forma? ;)

~Anku

23 sierpnia 2013

!!!



Jeśli jeszcze nie zauważyłyście to ja pozwalam sobie wskazać wam nową zakładkę na naszym blogu ( u góry ^). Istnieje od jakiś 2 tygodni, ale nie za mało tam ruchu, więc postanowiłyśmy napisać o tym :) Chodzi dokładnie o zakładkę pod wiele mówiącym tytułem - Wejdź i pozostaw po sobie ślad :).
Jest to świetny pomysł zaczerpnięty z bloga Cholery Naczelnej, za jej przyzwoleniem oczywiście. :)
Bardzo ułatwia nam to wędrowanie po waszych blogach, gdyż mamy wszystko w jednym miejscu. Także wpisujcie się, zostawiajcie ślady a my będziemy wam odwiedzać ;)

POZDRAWIAMY GORĄCO! :)
Anku&Paulina

22 sierpnia 2013

Eyeliner Studio LASH Miss Sporty

Miałam napisać o tym już dawno, ale nie chodzę teraz na zajęcia, a więc nie używam eyelinera tak często i sprawa się odwlekła. Dziś wreszcie przedstawiam wam - Eyeliner Studio Lash od Miss Sporty
Zacznę od tego, że nie jestem ekspertką w tych sprawach, nawet amatorką nie, bo to dopiero mój pierwszy eyeliner. Ale jak każdy mam pewne wyobrażenie o wszystkim i ten produkt raczej im odpowiada. 
Nie mam jakiś szczególnie wygórowanych oczekiwań jeśli chodzi o produkt tego typu. Jak dla mnie ma robić czarne kreski i nie zmywać się zbyt szybko. Z przykrością muszę stwierdzić, że jednej z tych właściwości ten eyeliner nie spełnia, bo ucieka z mojej powieki zbyt szybko. 
To, co cenię sobie szczególnie to jego cena - 8 zł / 3,5 ml. I tutaj trzeba przyznać, że jakość raczej odpowiada cenie. 
Na koniec powiem tak - niezbyt wymagających ludziów zadowoli, resztę nie bardzo. ^^


ZALETY:
+ cena 
+ ma ładny, czarny pigment 
+ wygodny aplikator, którym łatwo zrobić prosta kreskę 
+ długo utrzymuje, nie wiem jak to nazwać - świeżość? płynność? - w każdym razie sporo czasu może spędzić w kosmetyczce nim będzie nieprzydatny do użycia 





WADY:
- zbyt szybko ulatnia się w niewyjaśnionych okolicznościach z powiek




Ocena jaką otrzymuje ten eyeliner to 3.



P.S.: A może macie jakieś propozycje jeśli chodzi o eyelinery? Bo niedługo będę potrzebowała nowego, a tego już raczej nie kupię mimo wielu zalet. Potrzebuje czegoś co wytrzyma długie godziny zajęć na uczelni. :)


~Anku

18 sierpnia 2013

50 faktów o nas C.D. - Ania

Zaczęłam od kolokwializmów, skończyłam na metafizyce. Enjoy. :)


1. Mam na imię Anna.
2. Studiuję medycynę weterynaryjną.
3. Mam trójkę rodzeństwa.
4. W przyszłości będę mieć FORD'A MUSTANG'A rocznik 67', ewentualnie 68' bądź 69'.



5. Uwielbiam urządzać sobie rowerowe przejażdżki.
6. Kawę zbożową mogłabym pić litrami.
7. Zazwyczaj zasypiam oglądając film.
8. Mam lekkiego fioła na punkcie swoich włosów.
9. STAR WARS (Gwiezdne Wojny), wszystkie 6 części, obejrzałam jakieś 7 razy i na tym się nie skończy.
10. Książki o wampirach czytam z niepoprawną namiętnością.
11. Kiedy się denerwuje lepiej nie wchodzić mi w drogę.
12. Lubię kolor ZIELONY. :3
13. Nie noszę (nawet nie mam w szafie) różowych ubrań.
14.  Jak wielu uważam, że trampki to jedne z najwygodniejszych butów EVER MADE.
15. Lubię piec ciasta, ciasteczka, wypieki rodzaju wszelkiego.
15. Nie znoszę brukselki! FUJ!
16. Przepadam za majsterkowaniem. Często można znaleźć mnie w piwnicy gdzie godzinami dłubie przy swoim rowerze.
17.  Nie ograniczam się do jednego rodzaju muzyki -  począwszy od  hard rock'a poprzez jazz i aż po dubstep.
18. Cenię sobie swoją przestrzeń osobistą i bardzo nie lubię kiedy ktoś ją narusza.
19. Moje dwie wielkie pasje to fotografia ( szczególnie makro-fotografia) i rower.
20. Kocham wszystkie zwierzęta ( oprócz OWADÓW - w większości to przebrzydłe, okropne kreatury!- ale uwielbiam je fotografować - ot taka moje małe rozdwojenie jaźni)
21. Kocham chodzić po lesie i zbierać grzyby, a potem je jeść - ale tylko kurki ^^
22. Prócz tego, że nie lubię owadów - dodatkową, szczerą nienawiścią ( i musiałam poświęcic im oddzielny punkcik) darzę całą populację mrówek leśnych. Bo one mnie gryzą. :(
23. Byłam, podobnie jak Paulina, związana kiedyś z harcerstwem.
24. Nie są mi obce pewnie zagadnienia związane z motoryzacją - wiem więcej o samochodach niż przeciętna kobieta i ciągle chcę więcej.
25. Mam tendencję do zbierania 'dziwnych' rzeczy - zaschnięte ciała owadów, krowie czaszki.
Tak wygląda jedna ze ścian w moim pokoju. ^^
26. Uwielbiam uprawiać roślinki doniczkowe i jak twierdzi moja mama "mam do nich rękę".
27. Jestem bardzo wybrednym kinomanem.
28. Posiadam kota o imieniu Freddie, 
29. Tatuś nauczył mnie pływać we wczesnych latach młodzieńczych i zaraził mnie uwielbieniem do pływania w akwenach na świeżym powietrzu.
30. Kocham góry.
31. Moją niespełnioną ( jeszcze nie wszystko stracone) ambicją jest nauczyć się grać na gitarze.
32. Można nawet powiedzieć, że lubię dzieci i nie wiedzieć czemu często dzieci lubią też mnie.
33. Mam sporą część rodziny na wsi i bardzo lubię tam przebywać.
34. Dzięki tegorocznym praktykom zbliżyłam się trochę do zwierząt, które uwielbiam - KONI!
35. Po spotkaniach w gronie rodzinnym pod postacią - rodzice, rodzeństwo itp. - boli mnie brzuch - od śmiechu.
36. Ulubieni jak do tej pory autorzy książek - Anne Rice, Gabriel Garcia Marquez.
37. Jedna z najbardziej ulubionych książek: nieśmiertelny hrabia DRAKULA Brama Stokera.
38. Tak jak Paulinie marzy mi się własna, domowa, ogromna biblioteczka z przewygodnym fotelem pośrodku. :3
39. Jak to Paulina dosadnie ujęła - na co dzień generalnie jestem spokojnym człowiekiem ale kiedy spotkam się z nią....

40. Ubóstwiam zapach Axe'a czekoladowego. Wyczuwam go na kilometr. :3
41. Nienawidzę oglądać seriali/filmów z lektorem albo innym okropnym dubbingiem. Napisy też nie są wskazane. Dotyczy to oczywiście produkcji w języku angielskim.
42. Kooocham brytyjski akcent. Mrau. :F
43. Jestem za przywróceniem obowiązkowej służby wojskowej.
44. Podobnie do Pauliny nie rozumiem fenomenu Stephena KING'A. Tłumaczę to sobie jednak prostym zdaniem - Każda potwora znajdzie swojego amatora. :D
45. Poczuwam się do misji uświadamiania ludziom jak mało wiedzą o sobie z medycznego punktu widzenia. Często aż za bardzo.
46. Do szału doprowadzają mnie ludzie wypowiadający się na dany temat a nie mający o nim bladego pojęcia.
47. Przykre, ale trzeba przyznać, że wytykam ludziom błędy, które potem sama powielam. ^^
48. Należę do ludzi, którzy nie uznają wyższości psów czy kotów nad tymi drugimi - każdy z tych gatunków ma swoje, takie a nie inne atrybuty, co komu pasuje. Osobiście gdybym mogła miałabym gromadkę jednych i drugich ;)
49. Bywa często dość, że jestem jakby to ująć... nad reaktywna.
50. Moje skromne zdanie na koniec: Wszystko we wszechświecie trzyma się kupy dzięki FIZYCE.




Gosh, to było wyczerpujące <ociera pot z czoła>. Ale muszę przyznać, że też swego rodzaju oczyszczające. Spróbujcie spisać 50 faktów o sobie, tak tylko dla swojej wiadomości, a zobaczycie, że bardzo ciekawe rzeczy można znaleźć w głębi swojego umysłu. Może nawet trochę lepiej poznać samego siebie.

~Anku

17 sierpnia 2013

Waniliowy peeling myjący JOANNA

Jak wiecie kocham wanilię. I mimo, że sobie obiecałam nie kupować sobie żadnych kosmetyków bo mam ich od groma, znów się skusiłam. A skusiłam się przez ciekawość. Co prawda jest ona pierwszym stopniem do piekła, ale może w moim przypadku Bóg mi wybaczy :D

Otóż pewnego słonecznego dnia Paulina wybrała się do sklepu kosmetycznego po wsuwki do włosów. Nie byłaby sobą gdyby kupiła tylko to, po co przyszła. A że lubi się rozglądać wypatrzyła wśród "peelingowego tłumu" jego - waniliowy peeling myjący! Kurde dobra, piękne opowiadania mi nie wychodzą. Do rzeczy.

Byłam zdziwiona gdy zobaczyłam ten peeling na sklepowej półce. Nigdy wcześniej się z takim nie spotkałam i to jeszcze w takim opakowaniu. Znam i lubię peelingi tej firmy, więc i rodzaj i opakowanie były dla mnie nowością. W takich buteleczkach były jeszcze dostępne peelingi kawowy i wiśniowy. Nie wiem jednak czy są to wszystkie z nowych zapachów. W ogóle to najpierw myślałam, że te peelingi to są miniatury żeli peelingujących albo chociaż zmienione opakowanie przeznaczonych do zwalczania cellulitu. No ale sobie porównałam ze standardowym peelingiem tej firmy i widzę, że na obu butelkach informacje są te same. Potwierdziła to także Pani ekspedientka. Sprawdziłam na stronie producenta - żadnej informacji o nowych produktach. Szukałam także w necie i po innych blogach - także nie znalazłam info.

Jak pewnie wiecie, firma Joanna ma swojej ofercie dosyć spory wybór owocowych peelingów. Są tanie, znane i powszechnie lubiane. Nadają się nie tylko do zdzierania martwego naskórka na całym ciele ale także i na twarzy, choć producent ma w ofercie peelingi przeznaczone tylko do skóry na naszych buźkach. Generalnie z tej gamy rodzajów każdy znajdzie coś dla siebie. 
Źródło: Google Grafika

 Źródło: Google Grafika 
Jako, że znalazłam już swoją peelingową miłość (o tym przeczytasz tutaj), ten kupiłam z czystej ciekawości. Poza tym takie "skoki w bok" to żadna zdrada :) Moim skromnym zdaniem ten waniliowy zdzierak różni się od swoich owocowych braci tym, że ma trochę większe granulki, które jednak są równie skuteczne jak te znajdujące się w owocowych odpowiednikach. Zapach ma ładny, niechemiczny, bardzo słodki. Kojarzy mi się z budyniem. Niektórym może przeszkadzać, ja lubię słodkie jeść i wąchać więc mi nie przeszkadza :) Konsystencja taka sama jak w peelingach owocowych. Był tani, zapłaciłam za niego 3.90 za 100 ml. Czyli kosztuje mniej więcej tyle samo co owocowy i ma taką samą pojemność. Ma ciekawą butelkę. Powiem szczerze, że nawet mi się podoba :) Zapięcie jest ok, nie ma z nim problemu. Nic się nie otwiera i nie ulewa.




Zalety:
+ Zapach
+ Cena
+ Skuteczność - bardzo dobrze zdziera
+ Duży wybór zapachów
+ Wygodne opakowanie
+ Skóra miękka, gładka i przyjemna w dotyku

+/- Generalnie peelingi owocowe są łatwo dostępne, nie wiem jak z tymi nowymi

Wady:
- No dla mnie nie sam produkt ma wadę a raczej producent - brak informacji na temat produktu
- No i ten zapach jednak może trochę mdlić jak jest w zbyt dużej ilości ;)

Peeling oceniam na 5 :)


A Wy próbowałyście peelingi z firmy Joanna? :) Jak zawsze proszę Was o komentarz :) :)
Przypominam także o akcji, o której możecie poczytać tutaj (ja wiem, że Was tym strasznie katuję, ale mam "bóla" :D:


Ściskam słonecznie,
~Paulina

Ps. Trochę się cieszę, że pierwsza piszę o tym. Chociaż jak lepiej poszukać to może ktoś się jeszcze znajdzie. :D

16 sierpnia 2013

Marion Termoochrona - mleczko

Przetestowałam kolejny już produkt z serii Termoochrona od MARION. Tym razem było to MLECZKO chroniące włosy przed działaniem wysokiej temperatury. Zostało mi więc tylko serum, które ostatnio chciałam kupić ale go nie było :(. 
Wróćmy jednak do tematu - mleczko - hmm..., nie wiem co napisać, bo właściwie wszystko o czym mowa na opakowaniu jest prawdą - włosy są miękkie i elastyczne, mają zdrowy wygląd i jedwabisty połysk, mleczko zapobiega ich puszeniu się  i elektryzowaniu. Nic więcej nie potrafię powiedzieć, przychodzi mi się tylko zgodzić w 100%. 
Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że mleczko jest lepsze niż mgiełka (zobaczymy jak serum się odnosi do tego wszystkiego). Różnica jednak tkwi w tym, że mgiełka jest niejako środkiem doraźnym, a mleczko... mleczko  mam wrażenie robi to samo, tylko... lepiej. Jako przyczynę mogę podejrzewać tylko jedno -kiedy aplikujemy mgiełkę nigdy nie uda nam się dokładnie pokryć idealnie włosów cienką warstwą ochronną. Przy mleczku zaś dużo prościej jest uzyskać taki efekt. Różni je też to, że mgiełkę stosujemy bezpośrednio przed suszeniem czy prostowaniem na suche(bądź mokre) włosy, a użycie mleczka - i tutaj pojawia się jedyna niedogodność - trzeba wcześniej przemyśleć, bo stosujemy je zaraz po myciu, na mokre włosy, no i jeszcze spłukujemy. 
U mnie zazwyczaj wygląda to tak : jeśli mam czas i wcześniej wiem, że będę używała prostownicy czy suszarki, wybór jest prosty - mleczko, ale kiedy na szybko muszę wyprostować czy wysuszyć włosy - mgiełka. Nie ma w tym skomplikowanej logiki, samo tak wychodzi. 



W każdym razie - bardzo polecam kosmetyki z tej serii. Świetnie chronią włosy przed wysoką temperaturą, również na plaży. A właśnie - zapomniałabym - MGIEŁKA bardzo dobrze sprawdza się na plaży.

Same wiecie jak kąpiele na świeżym powietrzu wpływają na włosy -woda, słońce, piasek- ahh. Przed wejściem do wody wystarczy rozpylić mgiełkę na włosach i koniec z wysuszonymi, puszącymi się i szorstkimi w dotyku włosami po pobycie nad wodą. ;) 

Przypominam też, że produkty z tej serii zostały nagrodzone tytułem Qltowy Kosmetyk w 2010 roku.


ZALETY: (nie przychodzi mi nic innego, jak tylko spisać słowa producentów)
+ włosy są miękkie i elastyczne
+ nadje włosom zdrowy wygląda i jedwabisty połysk
+ zapobiega puszeniu elektryzowaniu się włosów
+ od siebie dodam jeszcze, że ma przyjemną konsystencję i bardzo dobrze nakłada się na włosy


WADY:
- jedna, maleńka - używa się na umyte, wilgotne włosy i trzeba spłukiwać 


Ocena --> 5,5 !



A tutaj linkacz do notki o mgiełce - > Mgiełka MARION - Termeoochrona

~Anku

15 sierpnia 2013

Liebster Award x2 :)

Jakiś czas temu, bliskim sobie czasie zostałyśmy nominowane to Liebster Award przez dwie blogerki. Magdę z bloga Land of Vanity i Natalię z bloga Moja Mydlarnia. Za te wyróżnienia pięknie dziękujemy i jednocześnie przepraszamy, że na pytania odpowiadamy dopiero teraz.
Nasz blog z pełzającego stał się raczkujący. A dzieje się to wszystko dzięki Wam. Bo gdyby nie Wy, kochani czytelnicy (a może konkretniej: czytelniczki), nie byłoby nas tutaj i nie miałybyśmy zwiększającej się ciągle liczby obserwatorów i grona najczęściej komentujących. To bardzo fajne uczucie. Coś w rodzaju motylków w brzuchu ;) Ale nie przedłużając przejdźmy do konkretów.

Wyróżnienie Liebster już nas wcześniej "dopadło" od Małgosi z Gleidowiska :). Na jej pytania odpowiadałyśmy tutaj.

Generalnie Liebster Award działa na takich samych zasadach co Liebster Blog. Jest to wyróżnienie, które bloger otrzymuje od innego blogera w ramach uznania za dobre prowadzenie swojej strony. Osoba z wyróżnionego bloga odpowiada na 11 pytań zadanych przez osobę, która go wyróżniła. Następnie sama nominuje kolejne 11 osób (informuje o tym na blogu nominowanego) i zadaje następnych 11 wymyślonych przez siebie pytań.
 Najważniejsze jest to, że nie wolno nominować bloga, od którego otrzymało się wyróżnienie.Wspólnie odpowiedziałyśmy na pytania dziewczyn... 

...najpierw Natalii (nominowała nas wcześniej):

1. Jakie są Twoje ulubione perfumy?

Ania: Raczej nie mam konkretnych, ale lubię słodkie zapachy
Paulina: Konkretnie ulubionych nie mam ale uwielbiam zapachy słodkie, ciężkie i orientalne :)

2. Idealny sposób na nudę?

Ania: Książka albo rower
Paulina: Książka :)

3. Blog czy Vlog?

Ania&Paulina: Blog

4. Ulubiony słodycz, jaki kojarzy Ci się z dzieciństwem?

Ania: Magic Stars od MilkyWay
Paulina: Cukierki pudrowe i miętowe pastylki w czekoladzie Goplany :)

5. Jaki styl ubioru preferujesz?

Ania: Luźno, schludnie i wygodnie.
Paulina: Od zawsze luźny. Całe życie miałam za duże ubrania bo te w moim rozmiarze zawsze mnie "ciskły" :D

6. Gdybyś miała możliwość spełnienia swojego marzenia wybrała byś...?

Ania: Mustang 67'
Paulina: Własna wielgachna biblioteka *____*

7. Wybieramy kolor samochodu - jest nim...?

Ania: Czerwony.
Paulina: Bez znaczenia aby żeby jeździł :D

8. Jak według Ciebie wygląda idealny look na imprezę?

Ania: Dobry nastrój to idealny look na impreze
Paulina: Zależy jaka impreza

9. Włosy proste czy kręcone?

Ania: Kręcone
Paulina: Czasem proste a czasem kręcone

10. No make-up day. Jesteś za czy przeciw?

Ania: Za
Pauina: No make-up day mam praktycznie codziennie - jak najbardziej za

11. Spójrz w lustro i powiedz co uwielbiasz w sobie najbardziej.

Ania: Włosy
Paulina: Nie będę skromna - oczy

...a potem Magdy :)

1. Jaki kosmetyk najbardziej chciałabyś posiadać?

Ania: A bo ja wiem, chyba jakąś dobrą maseczke na twarz
Paulina: Hmmm... Marzy mi się cud kosmetyk, który działaby na wszystko -wygładzał zmarszczki, redukował celulit i rozstępy, niszczył pryszcze itd. Ale jeszcze takiego nie wynaleziono i raczej się nie zapowiada, że w ogóle taki będzie istniał. Szkoda :D

2. Jakiej marki kosmetycznej najbardziej nie lubisz?

Ania: Chyba nie ma takiej
Paulina: Jeszcze na taką nie trafiłam

3. Czy kiedykolwiek byłaś na spotkaniu blogerek?

Ania: Nie
Paulina: Nie byłam. Ale gdyby nadarzyła się okazja poszłabym z ochotą. Fajnie by było spotkać się z dziewczynami, które znam z blogosfery :)

4. Jaka jest Twoja wymarzona długość włosów?

Ania: Do pasa
Paulina: Tak poniżej pleców ale nie całkiem do pasa

5. Jak długo posiadasz bloga?

Ania: Ponad rok
Paulina: Ponad rok ale z ogromną przerwą po środku :D

6. Jak często dodajesz posty na swojego bloga?

Ania: Przynajmniej co dwa dni
Paulina: Staramy się dodawać posty naprzemiennie. Chociaż jeśli o mnie chodzi to mam bardzo dużo pomysłów na notki, które najchętniej dodawałabym z szybkością CK-emu :D

7. Blond, brąz, rude czy czarne?

Ania: Ciemny brąz
Paulina: Brąz i czarne

8. Gdzie chciałabyś pracować?

Ania: Jeszcze nie wiem
Paulina: Najbardziej to w radiu bo lubie gadać

9. Jaki jest Twój ulubiony gadżet?

Ania: Minilampka do czytania książek
Paulina: Nie wiem, tyle mam tego... :D

10. Makijaż mocny czy lekki?

Ania: Lekki
Paulina: Zależy od okazji ale najczęściej wybieram mocny ;)

A oto nasze pytania. Uznałyśmy, że skoro mamy podwójne wyróżnienie to niech będą wspólne :)

1. Ulubiony kolor?
2. Uprawiasz jakiś sport?
3. Najśmieszniejsza sytuacja, której się znalazłaś?
4. Kosmetyk, który wykorzystałaś w nietypowy sposób to...?
5. Masz jakiegoś zwierzęcego ulubieńca?
6. 3 rzeczy, które byś wzięła ze sobą na bezludną wyspę:
7. Czy oprócz prowadzenia bloga masz jakies inne zainteresowania?
8. Ulubiony kosmetyk z kolorówki:
9. Ulubiony kosmetyk z pielęgnacji:
10. Najczęściej wybierany przez Ciebie środek lokomocji:
11. Ulubiona potrawa.

A nominujemy wszystkich chętnych! :)

Paulina&Ania.

14 sierpnia 2013

50 faktów o nas - Paulina

Od jakiegoś czasu na Waszych blogach pojawiły się TAGi "50 faktów o mnie''. Czytając Wasze TAGi często odkrywamy wspólne cechy. To bardzo fajne uczucie, bo tak na pierwszy rzut oka łączy nas tylko blogosfera. Nasze 50 faktów o nas będzie w 2 turach żeby Was zbytnio nie zanudzać. Dziś 50 faktów o Paulinie :)

13 sierpnia 2013

Kaszmir w płynie LOTON

Co tu dużo mówić - kolejna już (wiem, kochliwa jestem, co poradzić ;) ) miłość od pierwszego użycia.
Kaszmir w płynie firmy LOTON z serii PROVIT - New Line For Hair.
Zacznę od tego, że właściwie sprzątnęłam ten kaszmir koleżance sprzed nosa kiedy odwiedzałyśmy razem sklep kosmetyczny. Ona pierwsza wzięła go do ręki, ale nie zdecydowała się go zatrzymać, więc uczyniłam to ja, a ona niech teraz żałuje :p A jest czego. 
Nie będę się rozpisywać, bo wszystko wyjdzie w plusach i minusach. Powiem tylko, że jeśli marzyły wam się mięciutkie w dotyku i lśniące na zewnątrz włosy to  ten produkt jest właśnie dla was. 
Z jedwabiu do włosów nie zrezygnuję, bo też go uwielbiam, ale kaszmir na stałe wchodzi do mojej kosmetyczki. 

Jeszcze coś - jest to całkowicie polski produkt, a ja takie bardzo lubię i chętnie kupuje. Tutaj moja propozycja i prośba zarazem - jeśli macie do wyboru taki sam kosmetyk firmy zagranicznej a polskiej, wybierzcie polską - wspierajmy nasz rynek. ;)





ZALETY:
+ włosy są wygładzone, lśniące i mięciutkie w dotyku
+ bardzo łatwo się aplikuje 
+ szybko wchłania się we włosy 
+ nie obciąża włosów
+ ma super zapach

WADY:
- jedyna, malutka, maluteńka wada to ta, że kosztuje 10 zł z groszami za 100 ml, ale według mnie jest całkowicie wart swojej ceny! <3

Ocena jaką dostaje to nic innego jak 6 oczywiście. 

~Anku

11 sierpnia 2013

Z domowej apteczki: DZIKA RÓŻA

Tak wygląda dzika róża - krzew kolczasty, występujący na miedzach i przydrożach. Często sadzony jest w parkach i ogrodach, nierzadko spełnia rolę żywopłotu rosnąc przy prywatnych posesjach.

Krzak dzikiej róży charakteryzuje się różowymi lub białymi kwiatami, przy czym różowe występują w różnych odcieniach - od jasnoróżowego do prawie fioletowego. Owoce natomiast są czerwone, wysłane włoskami przy końcach. Są bogate w witaminę C i właśnie one są produktem, który warto mieć w swojej domowej apteczce :) Ale jesli ktoś ma chęć to może zrobić sobie sok z płatów dzikiej róży. Przepis podaje Asia na swoim blogu Matka jest tylko jedna, który z resztą Wam polecam, bo czyta się go z rozbawieniem :) albo konfiturę, której przepis przeczytacie na równie fajnym, ekologicznym blogu Vivat Eco! :) A wracając do owoców:
Kiedy je zbierać?

Aby owoce dzikiej róży zawierały swoją maksymalną dawkę witaminy C, należy je zebrać przed pełnym dojrzeniem, czyli w przeciągu sierpnia i września, kiedy ich (owoców) barwa jest intensywnie czerwona. Drugim terminem zbierania jest późna jesień, gdzie owoce są lekko przysuszone, ale uwaga: przed przymrozkami. Dlaczego?

Podczas suszenia spada ilość witaminy C, lepiej więc moim zdaniem, zebrać je wcześniej, kiedy są jeszcze czerwone. A właśnie, suszenie: owoce suszymy możliwie szybko, w podwyższonej temperaturze (tak do 50 stopni Celsjusza). 

Co oprócz witaminy C zawierają w sobie owoce dzikiej róży?

Ha! Nie uwierzycie! Same dobre rzeczy ;)
Oprócz wspomnianej wyżej witaminy C, owoce są także bogatym źródłem kwasu dehydroaskorbinowego, czyli tutaj mamy stężenie witamin C większe niż w cytrusach, słuchajcie i mamy to pod płotem albo na łące i to na wyciągnięcie ręki! No, ale :D Owoce dzikiej róży zawierają także karotenoidy, flawonoidy, garbniki, witaminę B1, B2 oraz K. Mają działanie moczopędne i żółciopędne. Dodatkowo są skuteczne w walce ze szkorbutem oraz w ogólnym wzmacnianiu organizmu. Wyciągi z dzikiej róży są szczególnie polecane osobom, które cierpią z powodu bezsenności i nerwowości. Można je także stosować (ale bardzo ostrożnie) u osób, które mają skłonność do zakrzepów. Natomiast herbatki z dzikiej róży podaje się dzieciom i osobom w podeszłym wieku.

Najbardziej wartościowymi są w owocach dzikiej róży flawonoidy i oczywiście witamina C. Czasami w sklepach pojawiają się herbatki z dzikiej róży albo cukierki. Rzadziej konfitury i soki. Mimo wszystko warto sobie je nabyć. Wydaje mi się, nie nie kosztują wiele a są zdrowe :) Dlatego owoce dzikiej róży wykorzystywane są także do preparatów witaminowych. Poniżej podaję sposób parzenia.




Napar (warto pić go w zimie, kiedy nasza odporność jest bardzo narażona na infekcje):
Łyżkę owoców z dzikiej róży zalewamy szklanką wrzątku.  Pozostawiamy pod przykryciem na 5 minut. Po upływie tego czasu napar przecedzamy. Zalecane jest picie tego naparu po 2-3 szklanki dziennie. Aby było smaczniejsze i wartościowsze w witaminy można dodać to tego łyżkę soku z malin.


Mała informacja:
Staram się stworzyć coś w rodzaju leksykonu/słowniczka ze wszystkimi pojęciami jakie pojawiają się w notkach "Z domowej apteczki". Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)

Oprócz tego odsyłam Was do mojej notki na temat pomocy w Afryce. Kochani! Nas to nie kosztuje wiele a afrykańskie mamy naprawdę potrzebują naszej pomocy. Ludzie którzy tam mieszkają wiedzą, że nie ma nic za darmo. Pracują na polach i pomagają Siostrom Boromeuszkom w zamian za rzeczy i jedzenie, które dają im Siostry. 

Kliknij, przeczytaj i pomóż afrykańskim mamom!

Pozdrawiam Was serdecznie,

~Paulina
Ps. Zdjęcia oczywiście pochodzą z Google Grafika :)

10 sierpnia 2013

Ziaja bloker - regulator pocenia


Chęć zakupu blokera od Ziaji chodziła za mną już dłuższy czas i w końcu się stało. Kupiłam i dalej było tak...
Naiwna myślałam ( a może miałam nadzieje), że zadziała od pierwszego użycia. Nie wiem skąd mi się to wzięło, przecież wiadomo, że na efekty trzeba poczekać. Poczekałam i się doczekałam. Przez pierwsze 2-3 użycia nie było widać efektów, ale za każdym kolejnym było coraz lepiej.
Teraz mogę z cała odpowiedzialnością powiedzieć, że ten anty-perspirant naprawdę blokuje pocenie. Choć oczywiście cudów się nie spodziewajcie w tak upalne dni jak te ostatnie( ale i tak działa bardoz dobrze). W takie dni z każdego leje się jak z cebra i nawet najlepszy bloker nie pomoże ;). Ale w dni z 'normalną' letnią i nie letnia temperaturą sprawdza się świetnie. 
Nie będę się więc dziś rozpisywać, powiem tylko szybko o wadach i zaletach, co rzuci wam trochę światła na ten produkt. 

Jeszcze jedno, o mało bym zapomniała - bloker stosuje się NA NOC! Nakłada się go przez pierwsze 2-3 dni, pod rząd, przed snem, na czystą i suchą skórę, pozostawia do wyschnięcia. Potem używa sie go już tylko 1-2 razy w tygodniu.


Wiem, że w tej serii Ziaji są również dostępne anty-perspiranty w kremie - Activ, Sensitiv i Soft. Czy któraś z Was miała z nimi do czynienia? Co powiecie? :)


ZALETY:
+ blokuje pocenie, naprawdę!
+ bezzapachowy
+ się zdziwiłam, ale nie zostawia plam na ubraniach
+ cena ( ja kupiłam za 6.99 / 60ml) 

WADY:
- dość długo utrzymuje się na skórze po użyciu, co jest dość kłopotliwe, ale można mieć wymówkę do poleżenia wieczorem przed telewizorem  :)

Z czystym sumieniem POLECAM! - 6!

~Anku

09 sierpnia 2013

Antybakteryjny żel do rąk CLEAN HANDS

Jestem osobą, która maniakalnie wręcz myje ręce dlatego będąc w okolicach zimy w Rossmannie natknęłam się na antybakteryjny żel do rąk, który działa bez użycia wody. Ja akurat posiadam miniaturę żelu - chciałam kupić "na spróbowanie" bo nie wiedziałam jakie będą moje odczucia. A są całkiem pozytywne :)
Sami wiecie, że nie zawsze mamy możliwość umycia rąk. Taki żel jest świetnym rozwiązaniem podczas długiej podróży, pobycie w miejscu publicznym albo o zgrozo publicznej toalecie, gdzie wiadomo warunki sanitarne są jakie są. Ten żel towarzyszył mi na studiach leżąc w torbie lub plecaku. Generalnie zawsze miałam go pod ręką. Zajęcia kończyłam o różnych porach, jadłam także w różnym czasie, czasami w drodze na przystanek, więc mając mając go przy sobie byłam pewna że nie pakuję sobie do ust masy bakterii. Generalnie ten produkt sprawdził się w moich "warunkach ekstremalnych"  :) jak dla mnie jest świetnym rozwiązaniem, kiedy nie mam pod ręką bieżącej wody i mydła.

Jak pisałam wyżej żel kupiłam dosyć dawno. I wiecie co? Pomimo bardzo intensywnego używania mam go nadal i co więcej całkiem sporo go zostało.  Żel jest mega wydajny. Wystarczy naprawdę kropla aby oczyścić ręce. Sam żel jest przezroczysty i po nałożeniu go, sprawia wrażenie roztapiania się. Na początku wcierania w dłonie czułam przyjemny chłodek i wydaje mi się, że odczuwałam go dzięki alkoholowi, który znajduje się na pierwszym miejscu w składzie. Trudno się dziwić, skoro jest to produkt, który ma odkażać. Oprócz alkoholu żel zawiera wyciąg z aloesu i prowitaminę B5, które chronią przed wysuszeniem skóry oraz ją pielęgnują. Tak ogólnie to jestem z niego zadowolona, jak napisałam wcześniej, sprawdził się w różnych miejscach i warunkach ale nie byłabym sobą gdybym miała jakieś "ale". Jedyne co mi w nim przeszkadza to zapach, a raczej jakby dwa zapachy.
Pierwszy rozchodzi się przy aplikacji. I jest to zapach rozlanego spirytusu. Dlatego pomimo wielokrotnej chęci użycia go w komunikacji miejskiej byłam skrępowana bo przy nakładaniu żelu nieprzyjemnie pachniało. Drugi zapach, który można wyczuć to zapach świeżości , jakby cytrusowy, ogólnie trudny dla mnie do określenia ale w moim odczuciu trochę dla mnie za mdły, jednak można wytrzymać.

Podsumowując: żel się u mnie sprawdził. Jak wykorzystam miniaturę (30 ml) to kupię pełnowymiarowy produkt. Chociaż mniejsza wersja żelu ma swoje plusy bo zajmuje mało miejsca ;) Po raz kolejny powtarzam antybakteryjny żel jest świetnym rozwiązaniem. Na rynku jest spory wybór takich produktów i uważam, że każdy, a szczególnie ten kto posiada małe dzieci, powinien być zaopatrzony w taką małą antybakteryjną pomoc w żelu :).

Poniżej macie zdjęcie "rodziny" mojego żelu. Jak widać występuje w różnych gabarytach (źródło obrazka - Google Grafika).
Zalet i wad chyba nie muszę przedstawiać, ale tradycyjnie je podsumuję w jednym miejscu :)

Zalety:
+ Po użyciu mam wrażenie świeżości
+ Odkaża ręce
+ Świetny w warunkach polowych
+ Małe opakowanie mieści się w każdej torebce a nawet i kieszeni
+ Zawiera wyciąg z aloesu i prowitaminę B5
+ Cena - nie wspomniałam o niej w poście bo nie pamiętam ile za niego zapłaciłam ale kojarzę, że nie za dużo :)

Wady:
- Mi akurat przeszkadza jego zapach

Moja ocena: 5.

A czy wy używacie żeli antybakteryjnych? Jakie firmy polecacie? Piszcie proszę w komentarzach :)
________________________________________

Jeszcze pokażę Wam mój precious, który kupiłam wczoraj w Biedronce. Złamałam swoje postanowienie, że nie będę się zbliżała do sklepów i półek z kosmetykami. Ehhh te postanowienia xD Chociaż w sumie warto było, bo pachnie super xD
________________________________________

Ściskam słonecznie,
~Paulina

Ps. Kto jeszcze nie czytał mojego wcześniejszego postu o fajnej akcji, w której KAŻDY może wziąć udział, to zachęcam: ADOPCJA SERCA - MAMY DLA MAM

07 sierpnia 2013

Cienie KOBO i truskawkowy makijaż :)

Wyprzedzając wszystkich życzliwych anonimowych komentujących: na zdjęciach widnieje błędna nazwa ponieważ wkradła się literówka, którą zauważyłam dopiero teraz.
Dziś przedstawię Wam 9 prasowanych cieni KOBO, które bardzo lubię. Pozwalają mi ożywić makijaż dzienny oraz urozmaicić wieczorowy. 
Ich wielką zaletą jest to, że długo utrzymują się na skórze (bez bazy). Wszystkie są dobrze napigmentowane, mają wyraźny kolor (wyjątkami są Bublegum Pink nr 111 i Golden Olive nr 126 ale raczej wynika to z tego, że są bardzo jasne). Cienie dostępne są w drogeriach Natura. Moim zdaniem to wielki minus dla firmy, bo produkty mają super ale dostępne właśnie tylko w Naturze i jak przeczytałam na innych blogach w Super Pharm i Hebe.
Jak można zauważyć są one przeznaczone do magnetycznych paletek ale same w sobie nie są namagnesowane. Na stronie producenta przeczytałam, że są to zapasy do komponowania swoich własnych paletek. Ja nie posiadam magnetycznej palety, może kiedyś się takiej dorobię, może kupię albo zrobię sama, więc trzymam je na razie w pudełku z innymi cieniami i jest ok. :) Jak mi jakiś potrzeba to go po prostu wyjmuję i używam. Ogólnie to raczej je oceniam jako warte posiadania i używania. Moim zdaniem, ich kolejnym wielkim plusem jest to, że nie zawierają świecących drobinek. No wyjątkami są tutaj Golden Olive i Steel Blue, które drobinki posiadają, ale nie są one strasznie natrętne. Ceny nie pamiętam, więc podaję taką jaka widnieje na stronie producenta: zwykłe opakowanie kosztuje 17,99 zapas 13,99 za pojedynczy cień. Z tego co pamiętam moja siostra kupiła je w promocji za niewielkie pieniądze. Oczywiście to nie sa wszystkie odcienie, jest ich znacznie więcej :) A jakie jeszcze są do wyboru zobaczycie klikając tutaj. Wiem jedno: na pewno sobie jeszcze jakieś sprawię :)
Poniżej przedstawiam Wam każdy cień oddzielnie oraz na samym końcu mój niedzielny makijaż inspirowany koktajlem truskawkowym :)

Zalety:
+ Ładne, żywe kolory
+ Łatwe w aplikacji
+ Długotrwałe
+ Nie rozmazują się

Wady:
- Jako takich nie zauważyłam oprócz dostępności

Moja ocena: 5 ponieważ dobrze się spisują ale cały czas się ich "uczę" :)


 








Tak wyglądają roztarte na ręce. Jak widzicie jest literówka za co serdecznie przepraszam ;) A kolory? PIĘKNE są!
Inspirowałam się:


A oto mój makijaż :) Nie jest idealny, ale jeszcze się uczę. Bądźcie wyrozumiali. Powiedzcie czy się podoba czy nie :) Moim zdaniem jest delikatny i dziewczęcy, mimo czerwieni ;) Ale co tam moje zdanie, tutaj liczy się Wasze! :D




Kosmetyki, które użyłam:

Twarz: podkład Maybelline New Affinitone 18 natural rose, róż Ingrid Sun Set nr 10. Oczy: Rimmel Extreme Definition nr 003, Vipera Ikebana nr 261, Kobo Bubblegum Pink nr 111, Kobo Papaya Shake nr 106, Essence Into the Wild nr 01, Kobo Wild Strawberry nr 108, tusz Oriflame veryme Fat Lash Black Out Mascara. Usta: Oriflame veryme Sweet Plum.

Co sądzicie? Piszcie w komentarzach :)
Ściskam!
~Paulina

Ps. Kto jeszcze nie czytał mojego wcześniejszego postu o fajnej akcji, w której KAŻDY może wziąć udział, to zachęcam: ADOPCJA SERCA - MAMY DLA MAM